STER-owany Sylwester

Głośne śpiewy, uczenie się siebie i swojego języka w kalamburach, szybka jazda meksykańskim pociągiem, przytupywanie na parkiecie, jedno z najciekawszych muzeów jakie można zobaczyć, długi (wzmagający apetyt) spacer oraz niesamowicie modlitewna i wspólnotowa atmosfera, to części składowe ostatniego STER-owego wyjazdu. 

Wystartowaliśmy w grupie czternastu osób (która z czasem powiększyła się o kolejnych pięć duszyczek) 28 grudnia, wróciliśmy prawie zaraz po odespaniu wspaniałej zabawy. Nie traciliśmy czasu przez cały okres pobytu. Udało nam się obejść całkiem spory kawałek Bornego Sulinowa, przypatrzeć się starym wyrzutniom (niektórzy nawet weszli do poradzieckiego bunkra) i odszyfrować rosyjskie litery na radzieckim cmentarzu. Wielką przyjemność znajdowaliśmy w grupowym gotowaniu, spożywaniu posiłków i zmywaniu. Okazało się, że nawet ci, którzy (jak twierdzili) nie zajmują się tym na co dzień, doskonale się przy tym bawią, relaksują i odstresowują.  Wolne chwile poświęciliśmy na rozmaite gry towarzyskie.

Jak łatwo się domyślić, nie zabrakło na naszym wyjeździe także wspólnej modlitwy. Z zadziwieniem odmawialiśmy różaniec w drodze, wstawaliśmy na jutrznię i uczestniczyliśmy we mszy. Mieszkające dosłownie zaraz za płotem Karmelitanki, kilka razy użyczyły nam swojej kaplicy i obdarowały głodnych zawsze studentów (i studentki) przysmakami obiadowymi. 

Czyli podsumowując – jesteśmy szczęśliwi, najedzeni i wybawieni, ale mimo to niektórzy z nas czują pewien niedosyt. Chcemy rozwijać nasze więzi, pogłębiać je i razem tańczyć "belgijskiego" pod nocnym gwiaździstym niebem.